Testowanie
wytrzymałości swojego obuwia na wielkich głazach i metafizyka nie mają ze sobą
zbyt wiele wspólnego prawda? Okazuje się, że jest całkiem odwrotnie.
Filozoficzne implikacje pewnego pojedynczego przypadku kopnięcia kamienia przez
Samuela Johnsona, które miało miejsce 6 sierpnia 1763 roku w trakcie rozmowy z
biskupem Georgem Berkeleyem są omawiane do dziś.
Berkeley
zasłynął w historii filozofii brytyjskiej jako propagator immaterializmu czyli
poglądu głoszącego, że świat materialnego nie ma, a jedyne co istnieje to byty
poznające (spirits) i poznawane (ideas). Naczelną zasadą tego
prądu filozoficznego jest łacińska maksyma esse est percipi oznacząca
"być, znaczy być postrzeganym". Berkeley stał na stanowisku, że
wszystko co jest dostępne człowiekowi to wrażenia i percepcje na temat świata.
Nigdy nie doświadczamy świata w sposób bezpośredni, lecz zawsze za
pośrednictwem zmysłów. Jeżeli ich świadectwo tworzy spójną logicznie całość, to
nie ma żadnego sposobu, żeby stwierdzić że coś istnieje poza naszymi zmysłami.
Żadna właściwość ani cecha obserwowanego obiektu nie może przesądzić o jego
materialnej lub idealnej naturze.
Nieco podobne
poglądy do tych, głoszonych przez biskupa Berkeleya istniały już w IV wieku
p.n.e. Grecki sofista Gorgiasz również twierdził, że świat nie istnieje (w sposób
niezależny od niego samego i materialny). W swoim manifeście starożytnego
nihilizmu utrzymywał, że nie istnieje nic poza nim samym - podmiotem
poznającym. Takie stanowisko filozoficzne znane jest pod nazwą solipsyzmu.
Solipsysta twierdzi, że tylko o tym, co jest doświadczane przez niego samego
może powiedzieć że istnieje. Rzeczy, których nie doświadcza - nie doświadcza.
Nie ma więc podstaw aby przyjąć, że rzeczywiście istnieją. Płynie z tego wręcz
wniosek, że gdyby nie umysł solipsysty to świat w ogóle by nie istniał. Jest on
więc czymś w rodzaju fundamentu rzeczywistości.
Polemika z immaterializmem Berkeley'a lub solipsyzmem Gorgiasza jest niezwykle trudna, lub wręcz niemożliwa ponieważ nie da się
wykoncypować takiego doświadczenia empirycznego, które mogłyby je ostatecznie potwierdzić
lub obalić. To z resztą cecha wszystkich spójnych logicznie poglądów
metafizycznych. Mimo tego Samuel Johnson, o którym była mowa na początku,
intensywnie i z pasją dyskutował z Berkeleyem na temat immaterializmu. Jego
biograf, James Boswell opisuje osobliwy incydent który wydarzył się podczas
jednej z takich rozmów:
"Staliśmy razem, rozmawiając o pomysłowej sofistyce biskupa Berkeleya, dowodzącej nieistnienia materii i tego, że każda rzecz we wszechświecie jest odbiciem myśli jedynie. Zauważyłem, że chociaż zgadzamy się, iż jego doktryna nie jest prawdą, niemożliwe jest jej obalenie. Nigdy nie zapomnę skwapliwości, z jaką Johnson odpowiedział, kopiąc z potężną siłą duży kamień, aż się od niego odbił: ’Tak ją obalam'."
Kopnięcie
kamienia przez Johnsona najczęściej bywało interpretowane na dwa sposoby: 1)
jako wyrażenie większego uznania dla "twardych faktów" lub też
"zdrowego rozsądku" niż dla metafizyki, 2) jako wyraz niemocy i
frustracji Johnsona potwierdzający słuszność stanowiska Berkeleya. Sposób
pierwszy nawiązywał do odczytania intencji Johnsona w świetle szkockiej szkoły
filozoficznej "zdrowego rozsądku" (common sense) kojarzonej z
myślicielami takimi jak Claude Buffier, Thomas Reid czy też James Beattie. Nie
ma jednak dowodów na to, że Johnson rzeczywiście takie poglądy podzielał.
Dzisiaj wydawać nam by się mogło, że "zdrowy rozsądek" to po prostu
sposób w jaki myśli się o świecie, a nie prąd filozoficzny. To jednak właśnie dzięki grupie szkockich filozofów pewne rzeczy wydają nam się oczywiste. W XVIII wieku osoba nie
podzielająca ich poglądów prawdopodobnie nie próbowała by w tak malowniczy sposób zademonstrować, że "twardych
faktów" nie sposób zignorować. Drugiej interpretacji impulsywnego
zachowania Johnsona przeczy nieco deklaracja kopiącego: "Tak ją
obalam". Nie troszczący się ani o stan swojego obuwia ani palców u nóg
filozof najwyraźniej sądził, że w jakiś sposób udało mu się zakwestionować
stanowisko oponenta. Samuel Johnson był z resztą podobno człowiekiem raczej
opanowanym.
Na wymienionych wyżej dwóch interpretacjach sprawa się
nie kończy. Trzecia z nich, jedna z bardziej oryginalnych, wskazuje że w
XVIII i XIX w. w filozofii europejskiej żywo dyskutowano zagadnienie "Jak
oddzielić siebie od otaczającego świata?". Sądzono, że najbardziej
niezawodnym sposobem jest zawierzenie dotykowi (feeling). Uważano wtedy,
że dotyk jako jedyny nie podlega rozmaitym złudzeniom tak jak wzrok, słuch,
smak i zapach. Myśliciele tacy jak John Locke oraz sam George Berkeley zgadzali
się, że wrażenia smaków, kolorów, zapachów i dźwięków są wtórne wobec odczuć
związanych z dotykiem, a nawet że z nich powstają. Dotykowi, w przeciwieństwie
do innych zmysłów dostępne były cechy pierwotne rzeczywistości. Dlatego też
kopnięcie Johnsona trafiające na opór miałoby być przemyślaną demonstracją
tego, że świat istnieje w sposób autonomiczny. Dotyku (i to tak intensywnego)
nie sposób przecież oszukać.
Mało tego. Autor interpretacji uważał, że również
duża siła z jaką kamień został kopnięty miała znaczenie filozoficzne. W XVIII i
XIX wieku sądzono, że zmysł dotyku składa się z dwóch elementów: wrażenia
nacisku (pressure) oraz napięcia mięśniowego (muscular contraction).
Samo dotknięcie kamienia ujawniłoby jedynie jego kształt i solidność (solidity),
lecz nie pozwoliłoby odkryć jego innercji, wskazującej na to, że jest czymś
innym od kopiącego, a więc istniejącym zewnętrznie. O tym wnioskować można było
jedynie w oparciu o napięcie mięśniowe, które musiałoby się wytworzyć przy
solidnym kopnięciu głazu. Ta interpretacja ma jednak dwie wady. Po pierwsze
zakłada, że prosty i w zasadzie spontaniczny gest Johnsona był gruntownie
przemyślany. Po drugie, byłaby to nieskuteczna próba argumentacji ze strony
Johnsona. Innercja kamienia wskazywała na to, że istnieje on w sposób
przynajmniej w części autonomiczny względem kopiącego, ale nie na to, że jest
materialny. Idea także może stawiać opór. Jest mało prawdopodobne, że Johnson
który doskonale znał poglądy Berkeleya popełnił błąd przedstawiając argument kompletnie
bez znaczenia.
Ponad dwieście
lat po incydencie z kamieniem, nieco bardziej przekonującą, czwartą już
interpretację wypracował Bruce Silver. Samuel Johnson, wiedząc doskonale że
obalenie ani potwierdzenie jakiegokolwiek spójnego logicznie systemu
metafizycznego nie jest możliwe, bo w zasadzie każde doświadczenie może być
zinterpretowane zarówno na jego korzyść jak i niekorzyść, zademonstrował nie
tyle swój stosunek do immaterializmu, co do rozmowy o jego prawdziwości lub
fałszywości. Skoro najbardziej wyszukane rozumowe lub empiryczne argumenty nie
są w stanie niczego udowodnić ani obalić, to są one równie wartościowe dla
dyskusji co kopanie w kamień.
Od sławetnego
incydentu wzięło się sformułowanie argumentum ad lapidem czyli "odwołanie
do kamienia". Oznacza ono rezygnację z dalszej argumentacji i odejście od
centralnego przedmiotu dyskusji na zadany temat. Zwykle rozumie się je jako
porażkę tego, kto argumentum ad lapidem zastosował, lecz w przypadku
kopniaka Johnsona można zastanowić się czy rezygnacja z rozmowy na temat, na
który nie da się skutecznie dyskutować nie była najrozsądniejszym możliwym
wyjściem.
Bibliografia:
Bruce Silver. Boswell on
Johnson's Refutation of Berkeley: Revisiting the Stone. "Journal of the History of Ideas". 1993, Vol. 54, No. 3, pp.
437-448.
Douglas Lane Patey. Johnson's Refutation
of Berkeley: Kicking the Stone Again. "Journal of the History of
Ideas". 1986, Vol. 47, No. 1, pp. 139-145.
Giovanni Reale. Historia filozofii starożytnej. Tom I. Lublin 2000,
ss. 259-270.
James Boswell. The Life of
Samuel Johnson. R.W. Chapman (red.). Oxford 1998, p. 333.
Madsen Pirie. How to Win
Every Argument: The Use and Abuse of Logic. 2006, pp.
101-103.
Victor J. Stranger. Co jest rzeczywiście rzeczywiste?
(http://www.racjonalista.pl/pdf.php/s,4950, dostęp: 26.07.2016)