czwartek, 19 listopada 2015

Afrykańscy niewolnicy w nowożytnej Rzeczypospolitej



Przemyśl. Początek XVII wieku. Polski szlachcic znany ze swojego hulaszczego trybu życia – Andrzej Fredro, wkracza do miasta wraz ze swoją świtą niosąc utrapienie mieszkańcom. Towarzyszy jemu czarnoskóry jegomość ubrany w kontusz, noszący szablę przy boku. Przemyślanie wiedzą już, że w ciągu najbliższych dni na spokój nie ma co liczyć. Zdawać by się mogło, że obecność Afrykańczyka (i to jeszcze w stroju szlacheckim) w nowożytnej Rzeczypospolitej to wytwór wyobraźni pisarza reprezentującego nurt historical fiction. Potwierdzają to jednakże źródła historyczne. Wzmianka o czarnoskórym towarzyszu ekscesów i burd Andrzeja Fredry znajduje się w przemyskich aktach grodzkich z 1624 roku. Polska nie posiadała nigdy zamorskich kolonii*. Mimo tego, w kraju nad Wisłą można było spotkać Afrykańczyków, którzy podobnie jak w innych częściach Europy (oraz w zamorskich koloniach założonych przez Europejczyków) mieli najczęściej status niewolników.

Pierwsze wzmianki o Afryce, przywędrowały na tereny Polski już w czasach powstania kraju. Częściowo przyczyniło się do tego przyjęcie przez Mieszka I chrztu w 966 roku. Wraz z chrześcijaństwem, w Rzeczypospolitej upowszechniło się Pismo Święte, które choć dostępne tylko dla nielicznych, z pewnością wywarło wpływ na postrzeganie kontynentu afrykańskiego w Polsce. W Starym Testamencie można odnaleźć wzmianki o pojawieniu się czarnego człowieka na świecie. Według Biblii, pierwszym czarnoskórym był Cham – trzeci syn Noego, który został ukarany za złe zachowanie względem pijanego ojca. Karą było spalenie przez słońce, które na zawsze zmieniło barwę skóry Chama. Najwcześniejszych wzmianek o czarnoskórych ludziach nie sposób uznać za przychylne, ale biblijny wątek Chama nie był szczególnie podkreślany w ówczesnym chrześcijaństwie, którego stosunek do Afrykańczyków wcale nie był jednoznacznie negatywny. Z przyjęciem nowej religii państwowej związany jest inny ważny i tym razem pozytywny przykład czarnoskórej osoby. Włócznia św. Maurycego, której kopię Otton III podarował Bolesławowi Chrobremu, była relikwią po dowódcy Legii Tebańskiej, który swój status świętego zawdzięcza męczeńskiej śmierci z rąk pogan. Według tradycji, św. Maurycy miał ciemną skórę.

Przez setki lat Afryka była w świadomości mieszkańców terenów Rzeczypospolitej tajemniczą krainą z legend, niebezpiecznym lądem pełnym dziwacznych bestii, dzikich plemion i magii. Przerażała i jednocześnie fascynowała. Stanowiła miejsce zamieszkiwane przez dostojnych czarnoskórych świętych i równie ciemnych demonów. Wyraz niektórych z tych tendencji w myśleniu o Afryce można odnaleźć w pierwszym obszerniejszym opisie Czarnego Lądu autorstwa Marcina Bielskiego. W swojej Kronice wszystkiego wydanej w 1551 roku pisze on tak: 
"Połowica pustej, częścią dla wielkiego gorąca, częścią też dla zwierząt jadowitych, które się tam rodzą na pustyniach, jako są lwowie, wsłoniowie, bazyliszkowie, kokodryle, pardowie, małpy, osłowie rogaci i rozmaity naród smoków, takież wężów, które całe lato nie piją, bo tam wody nie masz lada gdzie, przeto są jadowite jako piszą, iż tam więcej ludzi zemrze jadem zwierzęcym niż wrzodem, a śmiercią przyrodzoną, zwłaszcza gdzie torrida zona w pośrodku Afryki. Przeto ta część świata nie była dobrze znajoma pierwej starym kosmografom przez wielkie pustynie, aż dzisiejsi żeglarze lepiej przewidzieli."
Wraz z nadejściem XVI wieku, powstawało coraz więcej opisów Afryki, lecz nigdy nie doszło do radykalnego przewartościowania wizji tego kontynentu. Oprócz wizji średniowiecznych zaczęły coraz częściej dominować wątki "dzikich murzyńskich plemion" praktykujących kanibalizm oraz "Murzynów-niewolników" – ludzi leniwych i nienadających się do pracy, ani samodzielnego stworzenia państwa czy też sprawowania władzy. Już nieco później, bo w czasach Oświecenia, do repertuaru afrykańskich mitów dołączył też tzw. "szlachetny dzikus". Koncepcja ta, rozpowszechniona przede wszystkim przez Jeana Jacuba Rousseau, opisywała ludzi nieskażonych przez cywilizację. Mieli oni być prymitywni i nieco dzicy, lecz w gruncie rzeczy dobrzy. Przez bardzo długi czas obecność Afryki w Polsce ograniczała się do opisów dalekich krain. Zmieniło się to wraz z nadejściem baroku, a z nim nastaniem mody na egzotykę.

Wtedy właśnie na polskich dworach przyjął się zwyczaj przebierania się za Murzynów. Miało to miejsce nie tylko w trakcie karnawałów, ale również w czasie trwania ważnych uroczystości, zarówno świeckich jak i kościelnych. Sprowadzano "egzotyczne" przedmioty oraz zwierzęta. Zaczęto też kupować afrykańskich niewolników. W przeciwieństwie do kolonialnych potęg używających czarnej ludności Afryki przede wszystkim jako taniej siły roboczej, polska szlachta (a także władcy oraz duchowieństwo) traktowała czarnych niewolników raczej jako ciekawostkę lub też osobliwość mogącą zaszokować otoczenie. Tanią siłę roboczą pozyskiwano natomiast na leżących na wschodzie tzw. "Dzikich Polach". Czarnoskóry towarzysz Andrzeja Fredry, o którym wspomniano w pierwszym akapicie był zatem towarzyszem zabaw szlachcica-hulaki, ale równocześnie jego niewolnikiem.

Przypadków, w których czarni niewolnicy służyli zamożnym szlachcicom za coś w rodzaju drogich zabawek było więcej. Podczaszy i chorąży wielki litewski Hieronim Radziwiłł wymieniał w swoim diariuszu noszącym tytuł: "Rzeczy, którymi najgodniejszego mogę zabawić gościa będącego w domu moim (do jakiego zaś czasu pomiarkuje czytając łaskawy czytelnik)" między innymi "róg rynceroża samca, zęby słoniowe 4, krokodyl całkowito zasuszony, żebro wielkoluda, mumia egipska całkowita w swej trumnie i ubiorze, jak dla nas srodze do oka dziwacznym, a prawdziwym jak w ich kraju stroją i stroili trupy balsamowane". W 1752 roku Hieronim dołączył do listy 12 afrykańskich niewolników zakupionych w Londynie za sumę 2000 złotych. Wzmianka o tym wydarzeniu znajduje się w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie.

Jan III Sobieski posiadał z kolei czarnoskórego lokaja noszącego miano Józef Holender. W dzień po słynnej odsieczy wiedeńskiej czyli 10 października 1683 roku, pisał z żalem w liście do Marysieńki: "Mnie prawie wszyscy chłopcy poginęli. Golański onegdy z choroby umarł. Murzyna Józefa Holendra Turcy, w ręku już mając go, ścięli. Miałem także Węgrzynka, co kilka języków umiał; i ten zginął...". Obraz przedstawiający Józefa Holendra przetrwał do dzisiejszych czasów i znajduje się w pałacu w Wilanowie.  

W czasie wertowania historycznych źródeł opisujących służbę złożoną z Afrykańczyków należy uważać, żeby nie popełnić błędu. Moda na egzotykę powodowała, że władcy oraz szlachta niejednokrotnie przebierali swoich poddanych za Murzynów. W niektórych przypadkach nie można mieć pewności czy "Murzyni" rzeczywiście byli czarnoskórymi niewolnikami z Afryki. Nie ma jednak wątpliwości, że wśród służby pracującej na dworze samego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego był niejaki Jean Ledoux – czarnoskóry sługa, który (jak wskazuje jego imię) został sprawdzony z Francji. Został on nawet uwieczniony na jednym z obrazów  Canaletta z 1793 roku.

Trudno jest z dzisiejszej perspektywy oceniać powszechną modę na kupowanie niewolników z Afryki. Według współczesnych nam standardów, ludzie tacy jak Józef Holender czy też Jean Ledoux byli uprzedmiatawiani i traktowani nie jak ludzie, lecz jak ciekawe eksponaty, dzięki którym można zabłysnąć w towarzystwie. Trudno jednak nie zauważyć, że w porównaniu do tego co czekało czarnych niewolników z Afryki, których sprzedawano na plantacje do tzw. "Nowego Świata", ich los był nieporównywalnie lepszy. Nie należy z tego wnosić, że lepsze traktowanie czarnej ludności na terenie Rzeczypospolitej wynikało z bardziej rozwiniętych standardów etycznych. Były one w Polsce bardzo podobne do tych ogólnie panujących w Europie. Różnica polegała raczej na tym, że Afryka była dla mieszkańców Rzeczypospolitej krainą dużo bardziej odległą, niż dla Hiszpanów czy też Anglików. Wizja Afryki jako krainy nieomal mitycznej utrzymała się z resztą w Polsce jeszcze bardzo długo. Oskar Kolberg w trakcie swoich słynnych badań zanotował opis Czarnego Lądu jaki zasłyszał w XIX wieku w jednej z podkrakowskich wsi:
"Za Polską są różne kraje, Węgry, Prusacy, Szwedy, Luteriany i Niemce rozmaite, Talijany z Pigmontem królem, Francuzy, wreszcie nie ochrzczone Turki i Jameryka, bogata w złote góry. Za tymi krajami jeszcze dzikie kraje i kraje cieplice, do zachodu słońca odwrócone. Za cieplicami są krańce świata; tam mieszkają dzikie ludy niedowiarki, co nie mówią, tylko kwiczą. Mają one gospodarstwo swoje, lecz dopiero o 6 godzinie wieczór do roboty wstają; w dzień nie mogą robić, bo ich słońce pali. Ci ludzie mają okropne stopy u nóg; jak o 6 godzinie wyjdą z domów jeszcze jest gorąco bardzo, więc który jest starszy, to się gdziebądź przewróci i stopami kieby łopatami nakryje głowę, aby mu słońce niedopiekało. Mają oni tylko jedno oko, ale na wylot głowy, że z przodu i z tyłu wiedzieć mogą zarówno dobrze. Za temi krajami od kościołów św. Jakóba i Bernata, to już widać kominy od piekła, co niby jak straszne góry wyglądają [...]"
Lepsze warunki życia Afrykańskich niewolników w Polsce wynikały raczej z tego, że byli oni postrzegani jego bardziej egzotyczni niż to miało miejsce w kolonialnych imperiach, z ich stosunkowo wysokiej ceny oraz z faktu, że polscy władcy (a także szlachta) pozyskiwali tanią, przymusową siłę roboczą z terenów znacznie im bliższych. Oczywiście w innych krajach, również tych posiadających rozległe kolonie, istnieli czarnoskórzy niewolnicy pełniący funkcje paziów, lecz nie sposób ukryć, że najczęściej trafiał im się los znacznie gorszy niż bycie ciekawostką na dworze władcy.


*Kwestia ta jest nieco kontrowersyjna. Rzeczypospolita będąca w erze nowożytnej liczącym się mocarstwem, otrzymywała wiele propozycji kolonialnych. Większość z nich nie doszła nigdy do skutku, jednakże kilka z nich doczekało się realizacji. Przykładowo, pewnego razu doszło do tego, że książę Kurlandii – Jakub Kettler, będący ówcześnie lennikiem Polski, zakupił ziemię na terenie dziesiejszej Gambii. W nieco późniejszych czasach, bo w latach 80' XIX w. Stefan Sztolc-Rogoziński zorganizował ekspedycję do Kamerunu gdzie udało mu się zająć ok. 100 kilometrów kwadratowych terenu. Mimo, że Rzeczypospolitej nie było wtedy na mapach Europy, polskość całego przedsięwzięcia mocno podkreślana przez jej inicjatora oraz jego zwolenników, wśród których znajdował się m. in. Stanisław Staszic. Najsłynniejszym chyba przypadkiem próby założenia kolonii przez Polaka było zajęcie Madagaskaru przez hrabiego Beniowskiego. Przez krótki czas hrabia sprawował tam urząd cesarza. Nie można zatem powiedzieć, że Polska nigdy nie posiadała absolutnie żadnych kolonii. Niemniej skala zjawiska jest nieporównywalnie mniejsza niż w przypadku krajów takich jak Francja, Hiszpania, Portugalia czy też Belgia. 

Źródła:

Maciej Ząbek, Ciągłość i zmiany w polskich obrazach Afryki w kontekście europejskim, [w:] Arkadiusz Żukowski (red.), Forum Politologiczne – Tom 3: Kontakty polsko-afrykańskie. Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, Olsztyn 2006, ss. 39-100.
[http://cejsh.icm.edu.pl/cejsh/element/bwmeta1.element.desklight-a24947ec-7edd-4d73-bab9-570476858b32/c/03-02.pdf] [19.11.2015]

Jakub Braua, Niewolnicy Rzeczypospolitej, "Newsweek" 2003, 14 września.
[http://polska.newsweek.pl/niewolnicy-rzeczypospolitej,21995,1,1.html] [19.11.2015]

Piotr Rogala, Polska na koloniach, "Fokus Historia" 2008, 7 maja. [http://niniwa22.cba.pl/polska_na_koloniach.htm] [19.11.2015]

Dariusz Kołodziejczyk, Czy Rzeczpospolita miała kolonie w Afryce i Ameryce? [http://niniwa22.cba.pl/kolodziejczyk_kolonie_w_afryce.htm] [19.11.2015]

Kazimierz Wójcicki, Archiwum domowe do dziejów i literatury krajowej z rękopisów i dzieł najrzadszych zebrał i wydał Kaz. Wł. Wojcicki, Warszawa 1856, s. 12.

Artur Domosławski, Kapuściński Non-fiction, Warszawa 2010, ss. 411-415.

Stary Testament, Księgi Mojżeszowe I, IX, 22-25.

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/4/49/Election_of_Stanis%C5%82aw_August_Poniatowski.jpg [19.11.2015]