niedziela, 24 stycznia 2016

Zdumiewająca egzekucja


Do 1776 roku, w Polsce, podobnie jak w wielu innych krajach, tortury stanowiły zwyczajny i legalny środek używany zarówno do przesłuchań jak i karania przestępców. Repertuar sposobów zadawania cierpienia i śmierci był zatrważająco bogaty. Kaci w Europie znali dobrze swój fach, a pomysłów zdawało się im nigdy nie brakować. Jeden z najdziwniejszych sposobów wykonania egzekucji, który prawdopodobnie zaskoczyłby najkreatywniejszych wśród "mistrzów małodobrych", nie był jednak dziełem egzekutora-geniusza, lecz wynikiem pechowego przypadku.

Skazanym, który miał nieszczęście stać się ofiarą osobliwej egzekucji był żyjący w XVI wieku Mikołaj Hintze ulubiony błazen księcia szczecińskiego Jana Fryderyka. Hintze służył swojemu panu od najwcześniejszych lat dziecięcych. Na dwór trafił w wyniku pewnego zdarzenia ze swoich najmłodszych lat. Pewnego razu, jeszcze jako mały chłopiec, rozbawił Jana Fryderyka tym, że przywiązał sobie do pasa gęsi, których kazała mu pilnować matka. Mały Mikołaj za nic nie zamierzał przepuścić okazji, aby zobaczyć księcia wybierającego się na polowanie wraz z całą świtą. Jednocześnie nie chciał zaniedbać swoich obowiązków jako gęślarczyk. Wybrał więc pomysłowe rozwiązanie swojego dylematu. Janowi Fryderykowi spodobało się to na tyle, że zabrał go do Szczecina, gdzie uczynił Mikołaja swoim błaznem.

Hintze służył księciu przez około 20 lat. W tym czasie zapałał głęboką sympatią do swojego pana. Jan Fryderyk również bardzo polubił swojego sługę na tyle, że nadał mu dożywotnio jego rodzinną wieś, która odtąd nazwana była Hintzendorfem* (Sowno). Jak doszło zatem do tego, że wierny sługa został skazany na śmierć? Wszystko przez śmiałość błazna i ludowe przesądy dotycząca zdrowia. Pewnego razu, kiedy książę poważnie zachorował, Mikołaj zasłyszał gdzieś, że najlepszą metodą leczniczą jest przestraszenie chorego. Działając w dobrej wierze, zepchnął więc niespodziewanie księcia do fosy kiedy ten przechodził przez most. Trzeba pamiętać, że w czasach, w których medycyna w dzisiejszym tego słowa znaczeniu praktycznie nie istniała, było to bardzo niebezpieczne dla zdrowia Jana Fryderyka. Prócz stworzenia zagrożenia dla życia swojego pana, do przewin Mikołaja należy oczywiście dodać niebywale wręcz zuchwały przypadek znieważenia majestatu księcia.

Mikołaj Hintze został potraktowany z całą surowością. Wtrącono go do lochu. Następnie odbył się proces, w którym został on skazany na śmierć. Jan Fryderyk, mimo wszystko nie chciał uśmiercać swojego ulubionego sługi i postanowił, że jedyną karą dla Mikołaja będzie publiczna drwina. W dniu egzekucji, Mikołaj z duszą na ramieniu złożył głowę na pniu. Pokazano mu katowski miecz. Wyrok odczytano. W  międzyczasie kat niepostrzeżenie zamienił narzędzie egzekucji na grube pęto kiełbasy. Mimo tego, cios który spadł na kark Mikołaja okazał się... śmiertelny. Przyczyną zgonu był prawdopodobnie potężny stres.

Jan Fryderyk odczuwał ogromne wyrzuty sumienia, gdyż chcąc nie chcąc, przyczynił się do śmierci swojego przyjaciela. Chcąc uczcić pamięć wiernego sługi, rozkazał przewieźć zwłoki Mikołaja do jego rodzinnej wsi, gdzie został on pochowany. Nad grobem wybudowano wysoki na sześć stóp pomnik, na którym znajdowała się podobizna Mikołaja Hintze oraz łaciński napis głoszący: "Sic caput manus gestus Hinzius haud mirum morio totus est" co oznacza: "Oto głowa Hinziusa ręką żartobliwą w sposób niezwykły życia pozbawiona". Tablica pamiątkowa zachowała się do dnia dzisiejszego i znajduje się obecnie w kruchcie kościoła św. Marii Magdaleny w Sownie.

Źródła:

Agata Stankiewicz, Tajemince Hinzendorf zwanego Sownem oraz Friedrichswalde zwanego Podlesiem, 2012 [http://kochamszczecin.pl/index.php/okolice/150-tajemnice-hinzendorf-zwanego-sownem-oraz-friedrichswalde-zwanego-podlesiem] [22.01.2016]

Andrzej Łyjak, Dawne narzędzia kar i tortur, Kraków 1998.

Zygmunt Boras, Książęta Pomorza Zachodniego, Poznań 1978, ss. 248-249.


* Dorf to z niemieckiego "wieś".