Do 1776 roku, w Polsce, podobnie jak w wielu innych
krajach, tortury stanowiły zwyczajny i legalny środek używany zarówno do
przesłuchań jak i karania przestępców. Repertuar sposobów zadawania cierpienia
i śmierci był zatrważająco bogaty. Kaci w Europie znali dobrze swój fach, a
pomysłów zdawało się im nigdy nie brakować. Jeden z najdziwniejszych sposobów
wykonania egzekucji, który prawdopodobnie zaskoczyłby najkreatywniejszych wśród
"mistrzów małodobrych", nie był jednak dziełem egzekutora-geniusza,
lecz wynikiem pechowego przypadku.
Skazanym,
który miał nieszczęście stać się ofiarą osobliwej egzekucji był żyjący w XVI
wieku Mikołaj Hintze — ulubiony błazen księcia
szczecińskiego Jana Fryderyka. Hintze służył swojemu panu od najwcześniejszych
lat dziecięcych. Na dwór trafił w wyniku pewnego zdarzenia ze swoich najmłodszych lat. Pewnego razu, jeszcze jako mały chłopiec, rozbawił Jana
Fryderyka tym, że przywiązał sobie do pasa gęsi, których kazała mu pilnować
matka. Mały Mikołaj za nic nie zamierzał przepuścić okazji, aby zobaczyć księcia
wybierającego się na polowanie wraz z całą świtą. Jednocześnie nie chciał
zaniedbać swoich obowiązków jako gęślarczyk. Wybrał więc pomysłowe rozwiązanie
swojego dylematu. Janowi Fryderykowi spodobało się to na tyle, że zabrał go do
Szczecina, gdzie uczynił Mikołaja swoim błaznem.
Hintze
służył księciu przez około 20 lat. W tym czasie zapałał głęboką sympatią do
swojego pana. Jan Fryderyk również bardzo polubił swojego sługę —
na tyle, że nadał mu dożywotnio jego rodzinną wieś, która odtąd nazwana była
Hintzendorfem*
(Sowno). Jak doszło zatem do tego, że wierny sługa został skazany na śmierć?
Wszystko przez śmiałość błazna i ludowe przesądy dotycząca zdrowia. Pewnego
razu, kiedy książę poważnie zachorował, Mikołaj zasłyszał gdzieś, że najlepszą metodą leczniczą jest przestraszenie chorego. Działając w dobrej wierze,
zepchnął więc niespodziewanie księcia do fosy kiedy ten przechodził przez
most. Trzeba pamiętać, że w czasach, w których medycyna w dzisiejszym tego
słowa znaczeniu praktycznie nie istniała, było to bardzo niebezpieczne dla
zdrowia Jana Fryderyka. Prócz stworzenia zagrożenia dla życia swojego pana, do
przewin Mikołaja należy oczywiście dodać niebywale wręcz zuchwały przypadek
znieważenia majestatu księcia.
Mikołaj
Hintze został potraktowany z całą surowością. Wtrącono go do lochu. Następnie
odbył się proces, w którym został on skazany na śmierć. Jan Fryderyk, mimo
wszystko nie chciał uśmiercać swojego ulubionego sługi i postanowił, że jedyną
karą dla Mikołaja będzie publiczna drwina. W dniu egzekucji, Mikołaj z duszą na
ramieniu złożył głowę na pniu. Pokazano mu katowski miecz. Wyrok odczytano. W
międzyczasie kat niepostrzeżenie zamienił narzędzie egzekucji na grube
pęto kiełbasy. Mimo tego, cios który spadł na kark Mikołaja okazał
się... śmiertelny. Przyczyną zgonu był prawdopodobnie potężny stres.
Jan
Fryderyk odczuwał ogromne wyrzuty sumienia, gdyż chcąc nie chcąc, przyczynił
się do śmierci swojego przyjaciela. Chcąc uczcić pamięć wiernego sługi,
rozkazał przewieźć zwłoki Mikołaja do jego rodzinnej wsi, gdzie został on
pochowany. Nad grobem wybudowano wysoki na sześć stóp pomnik, na którym znajdowała
się podobizna Mikołaja Hintze oraz łaciński napis głoszący: "Sic caput manus gestus Hinzius haud mirum morio totus est" co oznacza:
"Oto głowa Hinziusa ręką żartobliwą w sposób niezwykły życia
pozbawiona". Tablica pamiątkowa zachowała się do dnia dzisiejszego i
znajduje się obecnie w kruchcie kościoła św. Marii Magdaleny w Sownie.
Źródła:
Agata
Stankiewicz, Tajemince Hinzendorf zwanego
Sownem oraz Friedrichswalde zwanego Podlesiem, 2012 [http://kochamszczecin.pl/index.php/okolice/150-tajemnice-hinzendorf-zwanego-sownem-oraz-friedrichswalde-zwanego-podlesiem]
[22.01.2016]
Andrzej
Łyjak, Dawne narzędzia kar i tortur,
Kraków 1998.
Zygmunt
Boras, Książęta Pomorza Zachodniego,
Poznań 1978, ss. 248-249.
* Dorf to z niemieckiego "wieś".