środa, 29 kwietnia 2015

XVI-wieczny francuski holocaust kotów


Śledząc historię człowieka, można zaobserwować stały trend, polegający na łagodzeniu obyczajów i powstrzymywaniu gwałtownych afektów. Tak przynajmniej twierdzą niektórzy socjologowie, historycy i psychologowie, a także kryminolodzy. Wniosek ten jest bardzo ogólny i z pewnością dałoby się znaleźć dla niego wiele wyjątków, lecz dane na temat ilości przestępstw z użyciem przemocy oraz opisy zabaw ludzi żyjących w Europie jeszcze kilkaset lat temu, zdają się potwierdzać jego ogólną słuszność. We Francji, kojarzącej się dzisiaj z kolebką sztuki i kultury, jeszcze XVI i XVII, a nawet w XVIII wieku urządzano zabawy, które z punktu widzenia współczesnego Europejczyka zostałyby uznane za niebywale okrutne i barbarzyńskie. Oto fragment książki Norberta Eliasa, poświęcony opisowi jednej z takich „rozrywek”:

„W Paryżu w XVI w. do tradycyjnych zabaw urządzanych w dzień św. Jana, należało palenie żywcem gromady kotów. Była to uroczystość bardzo popularna. Na placu gromadziły się tłumy. Przygrywała orkiestra. Pod swego rodzaju rusztowaniem wznoszono ogromny stos. Następnie zawieszano na rusztowaniu worek lub kosz z kotami. Worek lub kosz zajmował się ogniem. Koty spadały na stos i spalały się w płomieniach, podczas gdy tłum sycił się ich wrzaskiem i miauczeniem. Zazwyczaj widowisko zaszczycał swą obecnością król z całym dworem. Zdarzało się również, że król osobiście lub delfin podpalał stos. Pewnego razu, na specjalne ponoć życzenie króla Karola IX, złowiono lisa, którego spalono razem z kotami.”

Tym, co przykuwa uwagę (oprócz okrucieństwa) jest udział w procederze najwyższych warstw społecznych. Nie była to zatem tylko rozrywka gminu i pospólstwa. Wygląda na to, że próg wrażliwości był ustawiony znacznie wyżej niż dziś (trudniej było go osiągnąć) u wszystkich klas i grup społecznych. Zdarzały się jednak wyjątki. Pewien francuski ksiądz katolicki – Jean Meslier, który prywatnie posiadał ateistyczne poglądy, pisał w pierwszej połowie XVIII wieku o zwyczaju palenia kotów, oceniając tę praktykę zdecydowanie negatywnie. Nie sposób jednak nie zauważyć, że po relatywnie niedługim czasie od momentu kiedy pisał swoje wspomnienia, palenie kotów zostało prawnie zakazane. Stało się to w 1765 roku. Być może, Meslier wcale nie wyprzedzał swoich czasów aż tak bardzo i gdyby żył sto lat wcześniej. nie potępiał by wcale okrutnych francuskich zabaw.

Źródła:
Jean Meslier, Testament: Memoir of the thoughts and sentiments of Jean Meslier, Prometheus Books: 2009, pp. 562–563.  

Manuel Eisner, Long-Term Historical Trends of Violent Crime, „Crime and Justice”, 2003, Vol. 30, pp. 83-142.

Norbert Elias, Przemiany obyczajów w cywilizacji Zachodu, Warszawa 2011, s. 293.

Robert Darnton, The Great Cat Massacre. And Other Episodes in French Cultural History, Basic Books: 2009, pp. 83–84.

Steven Pinker, A History of Violence, The New Republic: 2007. [
http://edge.org/3rd_culture/pinker07/pinker07_index.html] [16.04.2015]

http://www.planeteanimaux.com/wp-content/uploads/2014/08/chatlahanama.jpg [16.04.2015]

sobota, 25 kwietnia 2015

Wędrówki węgorza europejskiego


Jak wyglądają młode węgorze europejskie (Anguilla anguilla)? Aż do przełomu XIX i XX wieku, pytanie to pozostawało bez odpowiedzi. Europejczyków dziwił i fascynował fakt, że nie mogli oni zaobserwować niczego, co wyglądałoby jak młody węgorz. Sposób rozmnażania i powstawania tych fascynujących zwierząt zainteresował swojego czasu 19-letniego, młodego studenta medycyny Zygmunta Freuda, który bezskutecznie usiłował zlokalizować męskie organy rozrodcze węgorza. Anguilla anguilla zdawał się pochodzić znikąd. Wszystkie osobniki jakie udało się złowić lub zobaczyć były już w pełni rozwinięte.

Jak to możliwe? Związane jest to z dość niezwykłym cyklem rozwojowym węgorza. Nie ma nic dziwnego w tym, że żaden Europejczyk nie widział młodej ryby, przypominającej swoim kształtem i sposobem poruszania węża, pływającej po słodkich wodach śródlądowych. Przychodzą one bowiem na świat w formie larwalnej na dnie Morza Sargassowego, a więc nieomal u wybrzeży Ameryki Północnej. Dorosłe osobniki z całej Europy, wędrują tysiące kilometrów, aby złożyć tam swoje jaja. Wyprawę rozpoczynają zawsze czwartego dnia po pełni księżyca. Po wykluciu, młode osobniki w stadium larwalnym zwane leptocefalami, dryfują wraz z Prądem Zatokowym ku zachodnim wybrzeżom Europy. Zanim jednak tam dotrą, stają się nieomal dorosłymi osobnikami.

Dopiero w 1886 roku, francuski przyrodnik Yves Delage odkrył, że leptocefal pochodzący z Oceanu Atlantyckiego może rozwinąć się w dorosłego węgorza europejskiego. Podobną rzecz zaobserwował w 1896 włoski zoolog Giovanni Battista Grassi. Egzotyczne pochodzenie anguilla anguilla potwierdził w 1912 roku duński profesor Johannes Schmidt. Na załączonej ilustracji widzimy miejsce pochodzenia węgorza europejskiego, wraz ze średnimi rozmiarami osobników jakie osiągają one w kolejnych etapach swojej długiej podróży do Europy.

Źródła:
Johannes Schmidt, Danish researches in the Atlantic and Mediterranean on the life-history of the Fresh-water Eel (Anguilla vulgaris, Turt.), "Internationale Revue der gesamten Hydrobiologie und Hydrographie", 1912, Vol. 5, Issue 2-3, pp. 317-342.

http://www.kulturkurier.de/veranstaltung_65637.html [16.04.2015]


http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/6/6b/Anguillamuk.jpg [16.04.2015]

wtorek, 21 kwietnia 2015

Afrykańska wojna totalna z kłusownikami


Co osiąga wyższą wartość na afrykańskim czarnym rynku: rogi nosorożca czy kokaina? Niestety, odpowiedź pierwsza jest poprawna. Sproszkowany róg nosorożca stanowi ważny element tradycyjnej medycyny niektórych państw azjatyckich, takich jak Chiny lub Wietnam. Choć współczesna nauka mówi nam, że rogi zbudowane są z tego samego budulca co włosy i paznokcie (keratyny), i podobnie jak w ich przypadku, nigdy nie udowodniono jakoby miały one jakiekolwiek medyczne zastosowanie, to niektórzy wierzą, że sproszkowane rogi stanowią skuteczny środek na gorączkę, bóle głowy, impotencję, a nawet raka. Jest to zła wiadomość dla zagrożonych gatunków zwierząt takich jak nosorożec biały, będący drugim po słoniu pod względem wielkości ssakiem lądowym. Największy kontynent na naszej plancie jest jednocześnie jednym z najbiedniejszych regionów świata. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich krajów Afryki. Niemniej jednak, w wielu państwach Czarnego Lądu kłusownictwo jest jednym z najbardziej dochodowych przedsięwzięć. Dlatego też kłusownicy podchodzą bardzo poważnie do swojego interesu. Polują przy użyciu helikopterów, noktowizorów i karabinów snajperskich. Ochrona parków przyrody przypomina zatem bardziej życie na froncie niż spokojną egzystencję leśniczego. Środki jakie stosuje się w walce przeciwko kłusownikom bywają bardzo drastyczne.

Osoby zajmujące się ochroną zagrożonych gatunków przechodzą regularne szkolenie wojskowe z zakresu strzelania i taktyki. Pracują na zmiany 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Uzbrojeni są w karabiny szturmowe. Pozostają ze sobą w nieustannej łączności radiowej. Rangersi mają też przyzwolenie, a raczej rozkaz: shoot to kill. Aby uczynić kłusownictwo mniej opłacalnym zajęciem, strażnicy parków przyrody obcinają nosorożcom rogi. Procedura ta jest dla zwierząt bezbolesna. Niestety, wszystkie te zabiegi nie są w stanie skutecznie odstraszyć kłusowników, którzy nie cofają się przed okaleczaniem ani nawet zabijaniem stojących im na przeszkodzie rangersów. Usuwanie cennych rogów również nie zdaje do końca egzaminu. Nawet jeśli kłusownicy schwytają pozbawionego rogu nosorożca zabijają go i tak, aby nie uganiać się za nimi raz jeszcze tracąc czas i środki.

Kilka lat temu osoby usiłujące ochronić nosorożce przed wyginięciem, wprowadziły nową strategię. Polegała ona na zatruwaniu rogów silnie trującymi substancjami przeciwpasożytniczymi oraz jednoczesnym barwieniu ich na intensywny, różowy kolor. Intencją pomysłodawców było odstraszenie potencjalnych klientów groźbą śmiertelnego zatrucia. Dzięki temu popyt na drogocenne "lekarstwo" miał ulec zmniejszeniu. Niestety nawet tak desperacka metoda prawdopodobnie nie odstraszy chciwych kłusowników. Ostatnie badania pokazały bowiem, że ani barwnik, ani trujące substancje wprowadzane przez otwory wywiercone w rogach, nie są w stanie przeniknąć głębiej i zatruć go w całości. Na załączonej ilustracji widać przekrój poprzeczny zatrutego rogu.

Źródła:

Tomek Michniewicz, Gorączka. W świecie poszukiwaczy skarbów, Kraków: 2011, ss. 247-287.

Sam Ferreira, Markus Hofmeyr, Danie Pienaar & Dave Cooper, Chemical horn infusions: a poaching deterrent or an unnecessary deception?, "Pachyderm" 2014 Jan-Jul, No. 55, pp. 54-61.

sobota, 18 kwietnia 2015

Tajny system znaków amerykańskich włóczęgów



Co czytali amerykańscy włóczędzy na przełomie XIX i XX wieku? Jak się okazuje, ich lektury były całkiem ambitne. Angielskie słowo „hobo”, które współcześnie tłumaczy się niekiedy jako „menel”, dawniej oznaczało robotnika sezonowego prowadzącego wędrowny tryb życia. Hobo nie mieli zazwyczaj stałego miejsca zamieszkania, ale sposób ich funkcjonowania dalece różnił się od tego, z czym dzisiaj kojarzymy "bezdomność". Chociaż dla niektórych hobo, żebractwo rzeczywiście stanowiło główne źródło utrzymania, wielu z nich było wbrew pozorom bardzo aktywnymi i ambitnymi ludźmi.

Szczególnie interesujący może się wydawać fakt, że hobo stanowili doskonale zorganizowaną grupę. Wydawali swoją własną gazetę o tytule „Hobo News” a także sprzedawali karty członkowskie do swojego stowarzyszenia, które posiadało nawet listę zalecanych lektur. Wśród nich znalazło się dzieło Lewisa Henry'ego Morgana „Społeczeństwo pierwotne, czyli Badanie kolei ludzkiego postępu od dzikości przez barbarzyństwo do cywilizacyi” (tytuł oryginalny: „Ancient Society, or Researches in the Lines of Human Progress from Savagery, through Barbarism, to Civilization”). To jednak nie wszystko. Społeczność hobo wypracowała swój własny kod etyczny, a także system znaków, za pomocą których przekazywano sobie informacje istotne dla osób prowadzących wędrowny tryb życia. Współcześnie można poznać znaczenie symboli, którymi posługiwali się hobo, między innymi w National Cryptologic Museum znajdującym się w Maryland w Stanach Zjednoczonych, a także dzięki załączonej ilustracji.

Źródła:
Ulf Hannerz, Odkrywanie miasta. Antropologia obszarów miejskich, Kraków: 2006, s. 48.

https://www.nsa.gov/about/cryptologic_heritage/museum/virtual_tour/museum_tour_text.shtml#history_of_hobos [16.04.2015]

https://www.nsa.gov/about/_files/cryptologic_heritage/museum/library/hobo_signs_definitions.pdf [16.04.2015]

środa, 15 kwietnia 2015

Promieniowanie rentenowskie, wiktoriańska pruderia i strach przed podglądaczami




Czy promienie X mogą posłużyć podglądaczom do naruszenia czyjejś prywatności i przeniknięcia wzrokiem w niepostrzeżony sposób cudzych ubrań? Współcześnie najprawdopodobniej nikt nie żywi podobnych obaw, lecz pod koniec XIX-wieku, w czasach zdominowanych przez pruderyjną, wiktoriańską obyczajowość, problem wydawał się społeczeństwu całkiem realny i poważny. Obawę tą dobrze obrazuje krótki rymowany utwór zamieszczony w czasopiśmie Photography w lutym 1886 roku:

The Roentgen Rays, the Roentgen rays,
What is this craze?
The town's ablaze
With this new phase
Of X-ray's ways.


I'm full of daze
Shock and amaze
For nowadays
I hear they'll gaze
Thro' cloak and gown – and even stays,
Those naughty, naughty Roentgen rays.



Aparat Röntgena został zaprezentowany publicznie po raz pierwszy 28 grudnia 1885 roku. Jak to bywa z nowymi technologiami, zasady jego działania nie były wtedy dobrze zrozumiane przez nie-specjalistów. Pewna londyńska firma wykorzystała ten fakt aby zbić małą fortunę. Zaoferowała zaniepokojonym ludziom rozwiązanie ich problemu – odporną na promienie katodowe (jak je wtedy nazywano) bieliznę. Na załączonej ilustracji możemy zobaczyć reklamę produktu zamieszczoną w gazecie Globe (27 lutego 1886 roku). Podobne obawy sprawiły, że w Nowym Jorku podjęto próbę wprowadzenia prawa zakazującego używania promieni X w lornetkach teatralnych.

Promieniowanie rentgena znalazło jeszcze kilka nietypowych zastosowań. W domach towarowych w Chicago, Nowym Jorku oraz Paryżu zainstalowano automaty, dzięki którym za drobną opłatą można było zobaczyć szkielet swojej dłoni. Szok wywołany tym przeżyciem był czasem tak wielki, że klientom zdarzało się omdleć w trakcie pokazu. Na inny pomysł wpadł lekarz z Paryża - Hippolit-Ferdynand Baraduc. Prezentował on zdjęcia rentgenowskiej swojej czaszki sądząc, że udało mu się sfotografować swoje myśli oraz uczucia.

Źródła:
Brian Lentle & John Aldrich, Radiological sciences, past and present, "Lancet" 1997 Jul 26, Vol. 350 (9073), pp. 280-285.


Phillip Ball, Invisible. The Dangerous Allure of the Unseen, The Bodley Head: 2014, pp. 125-126.

Sally Satel & Scott O. Lilienfeld, Brainwashed. The Seductive Appeal of Mindless Neuroscience, Basic Books: 2013, p. 49.

Gabinet Osobliwości Kurtzenberga


Przed nadejściem ery współczesnych muzeów, ich rolę pełniły tzw. "gabinety osobliwości" nazwane też wunderkammerami. Ich początków należy szukać w Europie w XVI wieku, a schyłku w wieku XIX. Były one najczęściej prywatnymi kolekcjami wszelkiego rodzaju rzadkich obiektów, które właściciel uznawał za interesujące. Elementami zbiorów bywały zarówno eksponaty będące wytworem człowieka (artificialia) jak i różnego rodzaju minerały, skamieliny oraz osobliwości przyrodnicze (naturalia). Popularność wunderkammer wiąże się czasami z nadejściem "ery ciekawości" czyli czasów, w których Europejczycy zaczęli bardziej niż wcześniej interesować się otaczających ich światem, lecz nie zdążyli jeszcze wypracować nauki, w formie takiej jaką znamy ją dzisiaj.

Niniejsza strona jest zbiorem kuriozów, osobliwości i ciekawostek nie ograniczonych w swoim zasięgu tematycznym do jednej dyscypliny. Podobnie jak w przypadku gabinetów osobliwości, jej treść uzależniona jest przede wszystkim od zainteresowań autora. Głównym celem i założeniem strony jest prezentacja osobliwości – nietypowych i rzadkich obiektów oraz zjawisk. Większość z nich będzie wynikiem poszukiwań własnych. Z zasady będzie się unikać wstawiania linków oraz powtarzania ciekawostek powszechnie znanych i wielokrotnie prezentowanych na innych stronach. Częstotliwość wrzucania nowych postów może być z tego powodu ograniczona, ale myślę że dzięki temu uda się zyskać na jakości treści. W miarę możliwości będę się starał weryfikować swoje dane i podawać źródła informacji.

Gabinet Osobliwości Kurtzenberga jest stroną o niekomercyjnym charakterze. Wszelkie sugestie i komentarze będą mile widziane. Mam nadzieję, że osoby śledzące stronę, będą miały równie dobrą zabawę przy czytaniu wpisów co autor przy zbieraniu materiałów.

Źródło obrazka:

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/8/82/Cabinet_of_Curiosities_1690s_Domenico_Remps.jpg